Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

— Może w niewoli?
Landola skoczył jak oparzony i popatrzył na Corteja tępym wzrokiem.
— W niewoli? Co przez to rozumiecie?
— Chciałem powiedzieć, żeście hrabiego sprzedali. Nie będziecie temu chyba przeczyć?
— Któż wam opowiedział te bajdy?
— Kłamstwo? Znam dokładnie każdy szczegół waszej zdrady. Alfonso już dawno powiedział mi o wszystkiem.
— Do licha! A więc brat wasz nie utrzymał języka za zębami i zwierzył się siostrzeńcowi?
— Do poleceń Pabla przywiązywaliście większą wagę, niż do moich?
— Tak. Przecież wypadki tam się rozegrały. Musiałem się z nim liczyć.
— Pięknie, pięknie! Czy i później stosowaliście się do jego poleceń? Naprzykład w sprawie Sternaua i towarzyszy?
— Przecież nie żyją!
— A może są również w niewoli?
— Nonsens!
— Może wysadzono ich na wyspę?
— Pozwólcie sennor, że zapytam, czy się wam nie roi?
— Tak; miałem sen. Śniło mi się, żeście z pewnych przyczyn nie potopili tych jeńców. Śniło mi się, żeście ich zawieźli na bezludną wyspę, aby na wypadek jakiegoś zatargu ze mną mieć ich pod ręką. Wszyscy ci ludzie chodzą teraz wolni po Meksyku, a raczej, ściśle mówiąc, siedzą w głównej kwaterze Juareza.

74