Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

Klaryssa zapytała z przerażeniem:
— Co takiego? Czy mnie słuch nie myli? Czy chcesz jechać do Meksyku?
— Tak. Uspokój się. Sytuacja tego wymaga.
— Kiedy chcesz ruszyć w drogę?
— Jutro w nocy.
— Chyba nie sam pojedziesz?
— Landola jedzie ze mną.
— Ten zdrajca! Nie boisz się oddać pod jego opiekę?
Pah! Raczej jego zapytaj, czy się nie boi!
Klaryssa usiadła i obrzuciła Corteja pytającem spojrzeniem:
— Cóżto znaczy?
Notarjusz uśmiechnął się dumnie.
— Czy słyszałaś kiedy, żebym rozprawiał o banialukach?
Hm. Widzę po twojej minie, że coś planujesz.
— Oczywiście — odparł z uśmiechem. — Jesteś znawczynią ludzi. Cóż czytasz w mojej twarzy?
— Nic dobrego, ani miłego. Czy tak jest w istocie?
— Może.
— Czy Landola opowiedział jakieś nowe, nieznane szczegóły?
Cortejo powtórzył dokładnie swoją rozmowę z kapitanem.
— A więc chcesz się również przebrać i zmienić wygląd? Nie rozumiem, poco? — rzekła Klaryssa.
— To zupełnie jasne i proste. Nie chcę, aby

87