Strona:Karol May - Hadżi Halef Omar.djvu/34

Ta strona została skorygowana.

Konie stały już na podwórzu. Pożegnałem mutessaryfa i odjechałem z Halefem bez żadnej broni. Coprawda, mógłbym wziąć strzelbę od gubernatora, ale wolałem nie obarczać się starym gruchotem. Jechaliśmy galopem do Kubbet el Islam, gdzie mieliśmy pożegnać Omara, a potem podążyć śladami wrzekomych Muntefików. — Omar czuwał przy trupie szwagra; wetknął obok swój nóż. Zgodnie ze zwyczajem Haddedinów był to znak, że nic nie odwiedzie go od krwawej zemsty. Niezłomność tego postanowienia przebijała z ponurych rysów jego twarzy i wzroku, jakim nas przyjął. Opowiedziałem mu o tem, czego dowiedziałem się u wielkorządcy. Wysłuchał spokojnie i rzekł:
— Gdyby brat mojej żony posłuchał ciebie, emirze, nie szczezłby z pomiędy żyjących; sam jest winien swej śmierci. Jednakże muszę go pomścić i nie wrócę do namiotu Haddedinów, póki nie zgładzę mordercy! Ed dem b’ed dem — krew za krew! Muszę spełnić swój obowiązek, jeśli nie chcę zwrócić na siebie wzgardy całego szczepu!
— Tak, ten krwawy czyn musi być pomszczony, — zgodził się Halef. — Jeśli nie uczynimy wszystkiego, co leży w naszej mocy, by znaleźć i ukarać zbrodniarzy, nie będziemy się mogli pokazać na oczy naszym wojownikom, a Hanneh, najpiękniejsza i najlepsza z kobiet, zwątpi o mnie!
Pożegnaliśmy się z Omarem. — Na północnym krańcu ruin natrafiliśmy na ślady morderców, tak wyraźne, że bez trudu można było iść niemi. Nieco dalej tropy prowadziły w kierunku południowo-zachodnim i, jeśli nie skręcały. — powinny były zawieść nas na drogę karawa-

36