do tego stopnia, że wkońcu począł mi opowiadać różne szczegóły ze swego życia.
To, co słyszałem, napełniło mnie prawdziwą zgrozą. Człowiek ten nigdy nie miał serca, ani sumienia, i w duszy swej nie czuł zapewne nigdy iskierki szlachetnego uczucia, a jedynie hołdował zbrodni i ohydzie. A im dłużej, im więcej mi opowiadał, tem głębszą odczuwałem ku niemu odrazę, On zaś, jakby naprzekór, nabierał do mnie z każdą chwilą zaufania i stawał się szczerym niemal zupełnie. Wkońcu zgadało się o mnie samym, tudzież o szkodzie, jaką mu wyrządziłem odbijając kobiety i dziewczęta Fessarów. Określał mnie oczywiście z punktu swego własnego widzenia, a z każdego słowa przebijała taka nienawiść, taka zapalczywość, że kto inny na mojem miejscu byłby drżał, jak liść osiny, ze strachu i grozy. Napomknąwszy, że wysłał naprzeciw mnie swoich ludzi, by mnie schwytali, dodał:
— Na czele wyprawy stoi mój ojciec i jestem pewien, że dostaniemy tego effendiego w swoje ręce.
— Można jednak łatwo rozminąć się z nim — zauważyłem — chyba, że znacie dokładnie kierunek jego drogi.
— Znamy. On z wszelką pewnością otrzymał od Fessarów przewodnika, a my wiemy, którą drogą Fessarowie podróżują do Chartumu. Tym razem więc nie ujdzie nam z wszelką pewno-
Strona:Karol May - Jaszczurka.djvu/12
Ta strona została skorygowana.
10