teraz jednak trzeba było oczekiwać dalszych następstw. Nie pozdrowiono nas jeszcze, ani nie przywitano się z nami, wobec czego nie czuliśmy się jeszcze bezpiecznymi. Ibn Asl zapalił trzecią fajkę, puszczając dym prosto w mój nos.
— To, co się teraz stało, nie zdarzyło się istotnie jeszcze nigdy. Jesteś zapewne albo lekkomyślny figlarz, albo bardzo doświadczony handlarz.
— To ostatnie właśnie, — odrzekłem — przeszedłem w życiu nieraz, i wcale się nie boję, jeżeli przyjmuje mnie ktoś, nie pozdrowiwszy wprzód.
— Czyż mogę powiedzieć ci marhaba[1], nie znając cię?
— I tak, i nie. Każdy postępuje wedle swej woli i upodobania. Ja naprzykład witam się z każdym, kto mnie odwiedza.
— A jeżeli to człowiek zły i nie zasługujący na to?
— W takim razie mam dość na to odwagi, by go przepędzić.
— Wtedy, gdy ci już wyrządził szkodę... Mojem zdaniem, lepiej jest naprzód wypróbować, a potem dopiero osądzić.
— A więc możesz mnie egzaminować, i będzie mi nawet bardzo miło, tylko przedtem zwracam ci uwagę, że jestem dziś bardzo zmęczony. Jechaliśmy całą noc i dzień i jesteśmy,
- ↑ Pozdrowienie.