zanim wyprawa się rozpocznie. Pożegnania i ostatnie zarządzenia sporo zajmują czasu. Ponadto wojownicy towarzyszą zwykle przez jakiś czas odjeżdżającym, trzeba się więc odnowa żegnać.
Tymczasem zapada zmrok. Odjeżdżający oddalił się z obozu nieznacznie i myśli sobie, że lepiej byłoby wyruszyć o świcie. Jeżeli rozbije obóz, to obóz ten leży tak blisko dawnego, że do późnej nocy trwają wzajemne wizyty. Odjeżdżający budzi się więc późno, tak że do południa nie dotrze dalej, niż gdyby ruszył w drogę rankiem.
Nigdy nie stosowałem się do tego zwyczaju, uświęconego przez koran, i na tem tle dochodziło do niejednego sporu z towarzyszami podróży. Halef spierał się również na ten temat; dziś nie protestował. Co się tyczy jego Haddedihnów, cieszyłem się u nich takim mirem, że żaden nie odważyłby się sprzeciwić mojej woli. Zresztą, uspokoili z pewnością swe mahometańskie sumienie poczuciem, że jako chrześcijanin nie jestem związany z ich zwyczajami, szeik zaś, jako że asystuje mi tylko, nie grzeszy również przeciw Allahowi. — —
Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 1.djvu/112
Ta strona została skorygowana.
104