średnikiem między dobremi zamiarami, a złą wolą tych, na których plecy spada. Gdzie nie pomagają prośby i rozkazy, tam dobrze jest mieć pod ręką ciało ludzkie, które pęka pod pieszczotami tego kurbacza.
— Zawiń go zpowrotem, Halefie! Używać go będziesz tylko za mojem pozwoleniem.
— Sihdi, do tego tematu będziemy jeszcze chyba mogli powrócić.
— Nie. Hanneh jest również tego zdania.
— Widzisz, sihdi, gdy kobiety nie miały jeszcze duszy...
— Milcz! Zawsze miały duszę.
— Tego nie można wiedzieć. Kiedy również wybierzesz ukochaną swego serca, wtedy dopiero pozwolę ci...
— Drogi Halefie, mam już kogoś, komu oddałem serce, — odrzekłem.
Cofnął się, pochylił nade mną, spojrzał mi w twarz, na którą padł odblask ogniska, i zapytał:
— Co?... Jak?... Ty?...
— Tak.
Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 1.djvu/124
Wystąpił problem z korektą tej strony.
116