Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 1.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

dziemy wolno, ostrożnie, ja przodem, ty za mną.
— Dlaczego za tobą?
— Tak nakazuje ostrożność. Nie jest bezpiecznie nad źródłem. Są tam ludzie.
— Allah, Allah! Czy pochwycili mego ojca?
— Tego nie wiem, ale podejrzewam.
— Śpieszmy więc!...
— Wprost przeciwnie, musimy zwlekać. Jeżeli ojciec wpadł w ręce tych ludzi, będą pilnie obserwować okolicę i kierunek, z którego przybył, przypuszczając słusznie, że nie był sam w dalekiej pustyni. Jeżeli ruszymy ku źródłu galopem, ujrzą nas prędzej, aniżeli my ich zdołamy zauważyć. Z pewnością pozsiadali z wielbłądów, więc nie widać ich zdaleka; tymczasem my na naszych wielbłądach będziemy bardzo widoczni. Jeżeli jednak będziesz jechać za mną, powstanie złudzenie, że zbliża się tylko jeden jeździec. Będę się nadto posługiwał lunetą i mam nadzieję, że ich prędzej zauważę, niż oni nas.
Zwolna posuwaliśmy się naprzód. Okolica była dotychczas zupełnie płaska; teraz na horyzoncie zarysowały się kontury wzgórz. Zobaczyłem przez lunetę kilka nagich pasem

9