cisz, Abu el Ghadab padnie od mej kuli. Idź!
Widząc, że się ociąga, rzekł doń Abu el Ghadab:
— Śpiesz się i rób, co ci kazano! Życie moje więcej warte, niż jeden wielbłąd Haddedihnów.
Na te słowa oddalił się Beduin.
Dla bezpieczeństwa rozbiłem obóz w sporej odległości od miejsca, w którem toczyła się przytoczona wyżej rozmowa. Potem, wraz z Halefem, który zabrał strzelbę syna, podkradliśmy się do warru, aby oczekiwać tam na wysłanego do Szeraratów wojownika. Synowi Halefa poleciłem pilnować jeńca i zakłuć go, gdyby próbował uciec.
Po upływie niecałej pół godziny, rozległ się odgłos kroków. Odsunąwszy się nieco wbok, ujrzeliśmy gońca. Prowadził wielbłąda; minął nas niepostrzeżenie. Zgodnie z mojem zleceniem nie towarzyszył mu żaden z wojowników plemienia Szeraratów. Podnieśliśmy się z ziemi i dogoniliśmy go po niedługiej chwili.
— Twoje szczęście, żeś uczciwy! — rzekłem.
Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 1.djvu/33
Ta strona została skorygowana.
25