wielkim szerokim hadżar el mahlis, na płaskiej równinie. Ślady wielbłądów będą na niej niewidoczne, będziemy więc mogli zboczyć na lewo, a Szeraraci tego nie zauważą.
— Masz rację, sihdi. Znowu dajesz dowody, żeś prawdopodobnie mądrzejszy ode mnie.
— Tylko „prawdopodobnie“? — zapytałem z uśmiechem. — No tak, szkoda, że nie popędziłem jak ślepy w objęcia dwustu Szeraratów.
Był to jedyny zarzut, jaki uczyniłem Halefowi za jego nieostrożność. Wymowny Hadżi nie odpowiedział wcale. Muszę tu zaznaczyć, że tylko wzgląd na obecność syna, powstrzymał mnie od znacznie surowszego skarcenia ojca.
Po całonocnej podróży daliśmy wielbłądom godzinę wytchnienia. Potem ruszyliśmy w dalszą drogę i dotarliśmy wreszcie do hadżar el mahlis.
Na twardym gruncie zmieniliśmy dotychczasowy kierunek. Wielbłądy miały pracę nielada. Jechaliśmy aż do późnego wieczora. Nad Bir Bahrid, Chłodnem Źródłem,
Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 1.djvu/38
Ta strona została skorygowana.
30