sobą. Gdyśmy mieli ochotę zatrzymać się lub wysiąść, momentalnie ustawiano dworzec.
— Na wodach morza...?
— Tak.
Pers zwrócił się do mnie i rzekł ze współczuciem:
— Wybacz, że się tobie dziwię!
— Dlaczegóż to? — zapytałem.
— Nie podróżuje się przecież z człowiekiem, w którego głowie mieszka obłęd.
— Obłęd? Skąd ci to przyszło na myśl?
— Kto twierdzi, że przebył koleją przez wód powierzchnię i zabrał ze sobą dworzec, ten bezwątpienia rozum postradał
— Mylisz się. Mózg tego człowieka sprawniej działa niż twój.
— Niech Allah zlituje się nad wami! Obydwaj straciliście zmysły.
Powiódł błędnem spojrzeniem po mnie i Halefie. Po chwili jednak na co innego wzrok skierował. Konie nasze, objadając krzaki, zbliżyły się do obrębu światła. Ujrzawszy je zdaleka, Pers, bez-
Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/34
Ta strona została skorygowana.
36