wadzę do miejsca, w którem leżą. Co zrobicie później, to już wasza sprawa.
— A twoja żona?
— Będzie spała pod gołem niebem. Nie może przecież spać w jednym pokoju z mężczyznami.
— Twój projekt podoba mi się — przyjmuję go. Zaczekamy tu dwie godziny, potem zaś udamy się pod szałas. Gdy zagaśnie światło, wejdziemy kolejno. Czy masz jeszcze co do powiedzenia?
— Nie.
— Więc wracaj, bo dłuższa nieobecność mogłaby zwrócić ich uwagę. Przyrzeczone wynagrodzenie otrzymasz.
Dalej nie słuchałem, uważając, że najlepiej oddalić się przy akompanjamencie łamanych przez silla gałęzi. Sill zatrzymał się jeszcze na chwilę i rzucił Persom kilka okolicznościowych pytań. Dzięki temu mogłem pobiec w kierunku szałasu. Oczywiście, nie zapomniałem o konieczności zakreślenia łuku, aby się zdawało, że przychodzę z przeciwnej strony. Ostrożność okazała się słuszną, gdyż przed szałasem stała żona silla. Nie ule-
Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/81
Ta strona została skorygowana.
83