ciu widział. Może i ty uważasz mnie za głupca?
— Ja...? Effendi, cóżto za pytanie?! Nie wiem, co mam na to powiedzieć. Człowiek, który cię uważa za głupca, sam jest...
— Bezdennym głupcem, nieprawdaż? A jednak ów człowiek uroił sobie, że pozwolę się wodzić na jego pasku. Zjawił się wraz z żoną na naszej tratwie, aby mnie zwabić do szałasu. Mimo że odrazu przejrzałem jego zamiary, był przekonany, iż mu najzupełniej ufam. Prosił, abym przybił do brzegu tuż obok szałasu. Ja wszakże umieściłem tratwę w innem miejscu. To powinno było naprowadzić go na myśl, że nie mam do niego zaufania. Czy tak?
— Tak, effendi, tak!
— Był jednak za głupi, aby to zauważyć. Po odmówieniu asziji udał się do Persów, aby ustalić, kiedy i jak nas napadną. Nie dziwisz się, że wiem o wszystkiem tak dokładnie?
— Effendi, strach... odbiera mi mowę!
Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/86
Ta strona została skorygowana.
88