Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

aby podsycić dogasający ogień. Zakrywszy otwór w ścianie haikiem Halefa, powiedziałem Hadżiemu, o czem Persowie rozmawiali.
— A więc przybędą tutaj, aby nas napaść podczas snu? Będziemy udawać śpiących, sihdi?
— Nie, to byłoby niebezpieczne. Zjawią się kolejno, przyjmiemy ich zatem w kolejnym porządku.
— Ale znanem przyjaznem ahlan wasahlan — bądźcie zdrowi! — które spoczywa w naszych pięściach, prawda, sihdi?
— Tak jest.
— Będziesz ich walił, a ja zajmę się wiązaniem. Dla ewentualnych naprawek tratwy zabrałem nieco rzemieni, któremi będzie można otoczyć naszych perskich przyjaciół. Miałeś rację, sihdi, mówiąc, że lepiej niebezpieczeństwu przeciwstawiać się, niż uciekać przed niem. Z niecierpliwością oczekuję tej chwili, gdy ukażą się głowy morderców i jękną pod uderzeniem twych rąk. Jak długo musimy jeszcze czekać?

92