Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/94

Wystąpił problem z korektą tej strony.

— Przedewszystkiem musimy związać tego ananasa, gdyż jest zdrów i przytomny. Tamci dwaj leżą bez zmysłów, a może nawet zabiłeś ich swemi ciosami. Szkoda, że świadkami naszego zwycięstwa nie może być ani moja Hanneh, wcielenie wszystkich rozkoszy, ani twoja Emmeh, którą można jedynie porównać z wybranką sułtana. Gdyby były obecne, zanuciłyby pieśń zwycięstwa na cześć naszej niezrównanej waleczności.
— Niech sobie śpiewają w domu; nie pora na pieśni. Rzuć tych łotrów w kąt. Potem jeden z nas położy się na dwie godziny; drugi stanie na warcie. Będziemy się luzowali aż do rana.
— A cięgi, które mają otrzymać?
— Pomówimy o tem jutro rano.
— A sill i jego żona?
— Niech się prześpią na tratwie. Potem mogą iść, gdzie ich oczy poniosą. Szkoda teraz czasu na zajmowanie się jeńcami – musimy się wyspać. Kto obejmie pierwszą wartę?
— Ja, sihdi, ja! Muszę być świadkiem sceny przebudzenia się obydwóch

96