dizieję, że nie będziesz mnie skazywać na milczenie, skoro uznam, że należy mówić.
Jeżeli przemawiał w ten sposób do mnie, nietrudno sobie wyobrazić oracji, wygłoszonej pod adresem Persów. Ostudziłem go następującą uwagą:
— Milczenie jest złotem, mowa srebrem, a nawet czasami zwykłą cyną. Kładź się i śpij! Za dwie godziny obudzę cię, Halefie.
Podszedł do swego konia. W drodze do szałasu doszły mnie jego głośne refleksje:
— Ludzie skądinąd rozsądni mają czasami pomysły i poglądy, których najlepszy mózg nie potrafi zrozumieć. Tylko Allahowi wiadomo, dlaczego się tak dzieje!
Gdym wszedł do szałasu, Persowie obrzucili mnie spojrzeniami nienawiści. Ojciec Korzeni posunął się w zuchwalstwie tak daleko, że zaczął ryczeć:
— Nareszcie się zjawiłeś! Gdzie by-
Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 2.djvu/97
Ta strona została skorygowana.
99