prostu twój czas, i każdy, ktoby miał tę samą wiarę, co ja, i był do ciebie tak samo, jak ja, przywiązany, przyłożyłby do twoich ran balsam. Nie przeczuwasz jeszcze, co nastąpi po naszej obecnej rozmowie, — otóż, oświadczam ci, że zapłonie światło, którego nie będziesz w stanie zagasić. Będzie rosnąć coraz bardziej i wkońcu oświeci całą twą istotę.
— Wierzysz w to naprawdę, effendi?
— Jestem głęboko przekonany. Bóg, którego istnieniu przeczysz, uchwycił już najgłębiej ukrytą fałdę twego serca; wkrótce serce to będzie do niego należało niepodzielnie i zupełnie. Tam, gdzie wkracza Jego wszechpotężna miłość, niema mowy o oporze.
Zerwał się i zawołał:
— Miłość, miłość! Oddaj mi żonę, dzieci, a zacznę wierzyć w miłość Boga; nie zaprzeczę jej do końca dni moich, a nawet i... dłużej!
— I dłużej! Mówisz już o wieczności, której istnieniu przed godziną przeczyłeś. Mocno trzymaj rękę, która się dziś
Strona:Karol May - Kara Ben Nemzi 3.djvu/150
Ta strona została skorygowana.
152