Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/10

Ta strona została skorygowana.
—   6   —

podwładnych na twarz pada, niechętnie widzi, jak stopy cudzoziemców depcą „Kwiat Wschodu“, tak bowiem Chińczycy kraj swój nazywają. Wprawdzie pochodziłem z narodu, który nigdy żadnym wrogim czynem im się nie naraził, jestem bowiem Austryakiem, wiedziałem jednak, że Chińczycy równą niechęcią otaczają wszystkich obcych przybyszów i surowo nieraz karzą śmiałków, którzy nieopatrznie zapuszczają się poza granice dozwolonego im dla przebywania okręgu; pomimo to ciekawość moja była tak wielka, że postanowiłem skorzystać z pierwszej nadarzającej się sposobności, aby znaleźć się jaknajbliżej tego zaczarowanego kraju, o którym słyszymy i czytamy tak wiele, a znamy go tak mało.
Po krótkim pobycie na wyspach Towarzyskich, gdzie nasz wspaniały „Wicher“ stał przez jakiś czas na kotwicy, puściliśmy się w dalszą drogę i opłynąwszy kilka pomniejszych grup wysp olbrzymiego polinezyjskiego archipelagu, skierowaliśmy się ku wyspom Maryańskim, za któremi leżą wyspy Bonin, stanowiące najbliższy cel naszej podróży.
Te ostatnie przedstawiają nieliczną grupę drobnych, lecz nadzwyczaj malowniczych wysepek, które, dzięki swemu położeniu tuż przy wielkiej drodze pomiędzy Azyą i Ameryką, stały się ważnym punktem handlowym pomiędzy temi dwiema częściami świata. Niestety,