mi, lecz Chińczycy nie znają tego wyrazu i nazywają ich Ho-szang lub sing.
W tej chwili bonza dojrzał nas także i kiwnął przyjacielsko swoim papierowym wachlarzem.
— Tszing-tszing — powitał nas uprzejmie, podając każdemu rękę.
— Pang jest sing tej pagodang? — zapytał kapitan.
— Sing-tsze! — potwierdził bonza.
— Patrz pan, jak on mnie rozumie! — rzekł Turner zadowolony.
— Ten kapłan musi być bardzo, wykształconym człowiekiem, z przyjemnością też porozmawiam z nim trochę.
— Ktong jest teng staryng pang? — zwrócił się do bonzy, wskazując mu posąg Buddy.
— Fo! — odrzekł krótko zapytany.
— Fo? Co to jest, panie Charley?
— To Budda, którego w Chinach nazywają Fo — objaśniłem.
— A cing dwang panowieng? — dopytywał się dalej, wskazując na boczne figurki.
Z ruchu ręki bonza domyślił się, o co kapitanowi chodziło, zbliżył się więc do ołtarza i, wskazując to na jedną, to na drugą figurkę, rzekł objaśniające:
— Phu-za i O-mi-to.
— Dziwna rzecz, że w tym kraju nawet wykształceni ludzie tak źle mówią po chińsku. Czy pan co rozumiesz?
Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/101
Ta strona została skorygowana.
— 97 —