śliwych rozbitków ujrzano dwóch ludzi zadowolonych i uprzejmie uśmiechniętych, z minami władców i gospodarzów wyspy. Starszy z nich; o długiej jasnej brodzie, był Anglikiem i od lat trzydziestu zajmował się marynarką, nie chcąc i nie umiejąc rozstać się z ukochanem morzem. Młodszy był Norwegczykiem i równie zapalonym marynarzem. Obaj należeli do załogi „Wiliama“, wielkiego statku wielorybiego, który przed dwoma laty rozbił się tutaj o skały. Na szczęście załoga uratowała się cała i wkrótce została zabrana na pokład jakiegoś wielorybnika, który przypadkiem zajrzał w te strony i dostrzegł dających mu znaki rozbitków. Tylko Witrin i Petersen, zachęceni uroczem położeniem wyspy, uprosili, aby ich zostawiono tutaj, wśród tej cudownej natury, gdzie mogliby czas, jakiś rozkoszować się spokojnem i samotnem życiem nowożytnych Robinsonów.
Tak brzmiało opowiadanie, którem obaj marynarze odpowiedzieli na zdumione pytania przybyszów.
Po chwili gościnni gospodarze zaprosili załogę szalupy do mieszkania, które zbudowali sami i którem słusznie pysznić się mogli. Na skraju lasu, pod olbrzymiemi, niebotycznemi drzewami, których gałęzie splątane z sobą tworzyły olbrzymią, gęstą kopulę, stał niewielki domek, zbudowany z desek rozbitego „Wi-
Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
— 9 —