— Czy pański miecz nie jest zbyt długi?
— Im dłuższy, tem lepszy! Chciałbym, żeby był tak długi jak główny maszt naszego „Wichru!”
Kapitan ujął miecz w obie ręce i machając nim zawzięcie, wysunął się na czoło. Ja urządziłem najprzód kanonadę z pozostałych naczyń, które trafiały zawsze w cel przeznaczony, poczem zająłem centrum improwizowanej armii. Brakowało nam wprawdzie jednego skrzydła, nie mogliśmy jednak nic na to poradzić, gdyż było nas dwóch tylko.
Nieprzyjacielska linia cofnęła się tymczasem o kilka kroków, co tak podnieciło odwagę kapitana, że oparł się na mieczu i w postawie starożytnego bohatera zaczął grzmieć swoim stentorowym głosem:
— Rabusieng, piratyng, mordercyng! Tu stoi kapitang Turnering i jego przyjaciel Charleng, któryng gromił indyaneng, zabijał Iwowing i tygrysang! Jeżeling za chwileng nie rzucicieng orężang, to zginiecieng marnieng!
Wspaniała ta mowa nie przeszłaby prawdopodobnie bez wrażenia, gdyby tłomacz nie był się odezwał niefortunnie:
— Ten jankes jest szalony; chce mówić naszym językiem, a nie — rozumie ani słowa. Dalej na niego! — Myśmy jednak otrzymali z za ściany takie samo podniecające wezwanie:
— Maten à los carajos!
Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/130
Ta strona została skorygowana.
— 126 —