Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/14

Ta strona została skorygowana.
—   10   —

liamsa.“ Wkopana obok i starannie obramowana olbrzymia beczka stanowiła studnię i nadawała domkowi pozór wiejskiej zagrody.
Wprawdzie marynarze przywieźli z sobą żywność, którą mieli ratować przypuszczalnych rozbitków, lecz obaj uprzejmi gospodarze nie pozwolili dotknąć tych zapasów i przyjęli pożądanych gości prawdziwie wspaniałą ucztą. Przedewszystkiem poszła pod nóż tłusta świnka, jedna z licznego stada, pasącego się niedaleko i oswojonego przez dzielnych samotników, potem kilka par gołębi, które natychmiast nadziano na rożen, dalej świeże, mączyste kartofle, orzeźwiające melony, których dostarczył założony przy domu ogródek, świeże figi, jagody, żółwie jaja i najrozmaiciej przyrządzone ryby. Na zakończenie podano aromatyczną herbatę, z pewnej dziko rosnącej rośliny z gatunku Lauras sassafras. Osadnicy przyzwyczaili się do niej, a i gościom smakowała bardzo. Troskliwość uprzejmych gospodarzy była tak wielką, że dostrzegłszy brak odpowiedniej ilości nakryć, wyrobili natychmiast kilka łyżek z niewielkich wklęśniętych muszli, które osadzili na twardych korzonkach palmowych liści. Widocznem było, że samotne życie dobrowolnych Robinsonów wyrobiło w nich spryt i przedsiębiorczość.
Wnętrze domku sprawiało niezmiernie miłe wrażenie. Wszędzie panował wzorowy ład