Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/163

Ta strona została skorygowana.
—   159   —

— Nie wiem. Nie mówili mi dokąd.
— Widzę, że twoja pamięć jest zbyt krótką, muszę znowu kazać ci ją przedłużyć.
— Nie czyń tego, wszak jestem kapłanem.
— Jesteś zwyczajnym lung-yinem, bandytą.
— Nie wiem, co to jest lung-yin.
— Ej, twoja pamięć coraz się krótszą staje. Przydłużcie mu ją, chłopcy.
Już po jednem uderzeniu chińczyk zawołał znowu:
— Dosyć, wiem gdzie on jest!
— Gdzie więc?
— U Tsiang-ki-um w Li-ting.
— Jak on się nazywa?
— Nie wiem.
— Czy mam użyć znowu mego środka?
— Twój środek na nic się nie przyda, gdyż nikt z nas nie zna nazwisk naczelników. Tylko głównodowodzący znać je może.
Tym razem mówił prawdę, pytałem więc dalej:
— Tamci nie pojechali z nim razem.
Dokąd się więc udali?
— Do Kuang-tszeu-fu.
— Gdzie ich tam można znaleźć?
— W Szam-pan-su. W bliskości faktoryi angielskich leży oberża zwana oberżą „dzie-