Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/165

Ta strona została skorygowana.
—   161   —

miecza, ale jak spotkam którego z tych łotrów, to mu to na sucho nie ujdzie, możecie być pewni!
Zacząłem się poważnie zastanawiać, co mam zrobić z bonzą. Był tak już zgnębionym, że nie warto było karać go dłużej, zemsty osobistej nie szukałem, a skarżyć się nie miałem przed kim. Zresztą cała ta przygoda nie kosztowała mnie tak wiele, abym koniecznie musiał szukać porachunku z nimi, to też wahałem się i rozmyślałem, nie wiedząc, co ostatecznie postanowić.
— Co pan myślisz zrobić z cala tą historyą? — zapytał mnie Halwerstone.
— Nic zupełnie. Jestem przekonany, że do tego rozbójniczego stowarzyszenia należą najwyżsi dostojnicy państwowi, że wobec tego jesteśmy zupełnie bezsilni i najlepiej zrobimy, jeśli pozostawimy rzeczy ich własnemu biegowi.
— Zapewne, jest w tem część racyi, ale trudno jest przecie narażać swoją wolność, a może nawet życie bez żadnej walki, lub choćby próby ukarania tych złoczyńców. Jabym się udał do którego z przedstawicieli państw europejskich, lub do pańskiego własnego konsulatu.
— Ach, ci przedstawiciele mają tyle kłopotu z własnemi swemi osobami, aby im wobec panujących tutaj porządków zapewnić ja-