— Czy nie wiesz dlaczego?
— Dziś mają przyjechać dwaj ludzie, dwaj wrogowie, których mamy schwytać.
— Co to za ludzie?
— Nie wiem. Naczelnicy nie wszystko nam powiedzieli.
— Kto wydał rozkaz? Czy nie pewien Tiu-siu?
— Tak jest.
— A więc to dżiahur, który dziś właśnie przyjechał do Wan-ho-tien.
— Panie, teraz wierzę, że jesteś prawdziwym yeu-ki, gdyż wiesz, co robią twoi podwładni.
— Dlaczego nie wierzyłeś przedtem.
— Nosisz obce suknie; nie masz warkocza, a ponieważ niektóre nasze znaki wiadome są wrogom, przeto nie byłem pewien, czy i w tym wypadku niema zdrady.
— Czy wiesz o tem, że masz ślepo słuchać swego oficera?
— Wiem to.
— A więc zakazuję ci najsurowiej wspominać dżiahurowi o mojem przybyciu do Chin. Masz zamilczeć, żeś się spotkał ze mną.
— Będę posłusznym.
— Zobaczymy się zatem o północy. Tszing-lea-o!
— Lea-o!
Oddalił się z ukłonem, a ja zwróciłem się
Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/171
Ta strona została skorygowana.
— 167 —