Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/178

Ta strona została skorygowana.
—   174   —

— Zapytaj go pan, ile mu się należy? — rzekł kapitan po wypaleniu cygara.
Przywołałem kelnera i powtórzyłem mu pytanie.
Zbliżył się do stolika z maszyną do rachowania, poczem napisał pendzelkiem i tuszem elegancki rachunek, który podał nam z uprzejmym uśmiechem.
— Co mają oznaczać te hieroglify? — zapytał Turner.
Wymieniłem sumę, która była tak małą, że kapitan nie mógł wyjść z podziwienia.
— Przez cały czas naszego pobytu w Kantonie będziemy się tutaj stołowali; muszę tylko sprawić sobie łyżkę. Czy przyjmują tutaj napiwki?
— O, z przyjemnością, zapewniam pana.
— W takim razie będą zadowoleni ze mnie. Hej, wszyscy kelnerzy, chodźcie tutaj!
Musiałem przetłomaczyć to życzenie i po chwili cała służba hotelu „Wszystkich dobrych rzeczy” stała przed nami. Po zadowolonych minach i ukłonach poznałem, że byli bardzo kontenci, że zatem kapitan okazał się nadspodziewanie hojnym.
Podnieśliśmy się do wyjścia, lecz oberkelner zatrzymał nas jeszcze, poczem stanął na krześle i uroczystym głosem zaczął wyliczać wszystkie zalety znakomitych gości. Mu-