Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/188

Ta strona została skorygowana.
—   184   —

— Tak, chce nas aresztować.
— Dobrze, odsuń się pan, muszę mu napędzić trochę rozumu do głowy.
— Nie, kapitanie, toby nam bardzo zaszkodzić mogło. Kiedyśmy wpadli w wodę, to płyńmyż z prądem.
— Czy to ma być wymówka?
— Nie. Przyszedłem razem, mogę być razem aresztowanym, ale nie mam ochoty być razem z panem powieszonym i dlatego zrób mi pan tę laskę i pozwól się spokojnie aresztować.
— Ha, muszę się zgodzić na pańskie żądanie, chociaż mi to nie w smak, — mruknął.
— Ile się należy za herbatę? — zapytałem gospodarza.
— Jedna fena, — odrzekł.
Dałem mu dziesięć fen i zwróciłem się do policyantów:
— Jesteśmy gotowi, ale nie pójdziemy przecież pieszo, musisz nam sprowadzić palankin. Oto pieniądze, — dodałem, podając mu dolara.
— Czy mam ci dać resztę? — zapytał naiwnie.
— Nie.
— Zaraz każę sprowadzić lektykę.
— Ale wymagam, aby ci ludzie poszli również, gdyż oni to rozpoczęli bójkę. Gospodarz niech idzie jako świadek.