Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/192

Ta strona została skorygowana.
—   188   —

jest utrata szczęścia, jakie było ich udziałem w raju?
— Tak.
— A zatem największem szczęściem jest odzyskanie tego szczęścia.
— Tak jest. To zupełnie słuszne.
— Twoja religia odmawia im możności odzyskania tego szczęścia, moja je obiecuje. Któraż jest lepsza?
— Chcesz dowieść, że twoja religia jest lepsza, niż moja. Nie jesteś zbyt grzecznym i powinienem się obrazić. Ja ci jednak odpowiem, że moja stoi wyżej i będziemy skwitowani. A teraz powiedz mi, czem jesteś?
— Jestem doktorem od pióra.
— Aha, jesteś moa-sse. Po co przyjechałeś do Chin?
— Aby poznać kraj i jego mieszkańców i napisać o nich potem książkę.
— W takim razie musisz być bogatym człowiekiem?
— Przeciwnie jestem zupełnie ubogim. Ale musisz wiedzieć, że w naszym kraju każdemu autorowi płacą, podczas kiedy wasi moasse piszą zadarmo.
— Dziwni z was ludzie. Powiedz mi, czem jest yankes?
— Marynarzem.
— Czy ma swój statek?
— Tak; stoi na kotwicy w Hong-Kong.