Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/198

Ta strona została skorygowana.
—   194   —

sku, ale ze smakiem i zdawały się być przeznaczone tylko dla wybranych i znakomitych gości.
— Bardzo mi się tutaj podoba, — rzekł kapitan, rozglądając się wkoło. Bądź co bądź, jestto ogromna wygrana podróżować i zwiedzać kraje i poznawać ludzi w towarzystwie człowieka, piszącego książki. Każdy się boi, aby czegoś o nim nie napisał i stara mu się przypodobać. Tak, tak, literaci są to niebezpieczni ludzie. Czy on wie, czem ja jestem?
— Tak, ale nie wie, jak się nazywamy. Przez grzeczność nie pytał o nasze nazwiska.
— Powiedz mi pan, jak też zostali ukarani ci chińscy napastnicy?
— Na trzy lata więzienia.
— To bardzo surowa kara.
— Tutaj nie tak bardzo, gdyż w Chinach niema więzień i tak zwane więzienie ogranicza się do deportacyi do środkowych prowincyi. Skazani udają się tam z całą swoją rodziną i dobytkiem.
W tej chwili wszedł służący z piękną latarnią w ręku, którą zawiesił u sufitu, gdyż zmrok już począł zapadać, potem przygotował nam kąpiel i przyniósł wygodne chińskie szlafroki do przebrania.
Aby nam się nie nudziło, przeprowadzono nas do biblioteki pana domu, pełnej książek, rękopisów i ciekawych prawdziwie sztychów.