— I to ty napisałeś te dzieła?
— Tak, to ja.
— W takim razie wiem, dlaczego mogłeś tak łatwo uciec od Lung-yin. Talizman, który ci dal Kong-ni, wyprowadził cię z więzienia.
Zdziwienie moje potęgowało się coraz bardziej.
— Czy znasz Kong-ni?
— Znam. Zaraz po przyjeździe opowiadał mi o tem i dał twoje prace do przeczytania. Musiałem je przejrzeć, gdyż należę do sędziów-egzaminatorów.
— Czy wszyscy już je przeglądali?
— Ja tylko i jeszcze jeden sędzia.
— Czy będą miały powodzenie?
Uśmiechnął się lekko.
— Takie właśnie, jakie ci obiecał Kongni. Ojciec jego jest bardzo wpływowym, pomimo, iż cesarz pozwolił mu odpoczywać; jest przytem głównym sędzią i może wydawać stopnie, nie pytając się Ly-pu. Jeżeli będziesz posłusznym, zrobi cię wielkim i sławnym Tsia-sse, czyli doktorem.
— W czem mam mu być posłusznym?
— To ci sam już powie, ja mogę tylko powtórzyć, że ma on moc uczynienia cię sławnym, wielkim i tak szczęśliwym, że nie zapragniesz nigdy powrotu do twej ojczyzny, gdzie musisz pisać książki, żeby nie umrzeć z głodu.
Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/202
Ta strona została skorygowana.
— 198 —