Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/205

Ta strona została skorygowana.
—   201   —

których kiedyś będę zmuszony ukarać. Czy sędziowie twojego kraju nie są tacy mądrzy?
— O tak. Ale oni nie czekają, aż im kto zaskarży przestępcę, lecz dowiedziawszy się o zbrodni, sami szukają zbrodniarza.
— W takim razie muszą mieć dużo wolnego czasu, skoro się takimi drobiazgami zajmują. Ale skoro wiesz, że dżiahur jest w Wanho-tien, to spróbuję się tam zjawić.
— Czy mogę ci towarzyszyć?
— Nie. Prawo zabrania mi brać ze sobą cudzoziemca, a zresztą jesteś moim gościem, którego nie powinienem narażać na niebezpieczeństwo. Postaram się nawet, aby Lung-yinowie nie byli tak wrogo względem ciebie usposobieni.
— Czy jest to w twojej mocy?
— Tak. Jak długo możecie zostawać zdala od swego statku?
— Jak długo nam się podoba. Chciałbym być tylko na nim, kiedy Kong-ni przyjedzie.
— To niepotrzebne, gdyż jutro rano pojedziesz do Kong-ni, do Li-ting. Możecie odbyć drogę w palankinach lub na dżonce, jak wolicie.
— My wolimy przedewszystkiem sami wybierać dokąd pójść, czy pojechać mamy.
— Jesteście wolni zupełnie. Ale po namyśle przyznasz, że wam dobrze życzę. Chce cie poznać Chiny, nasze zwyczaje i obyczaje,