Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/206

Ta strona została skorygowana.
—   202   —

najłatwiej wam więc będzie spełnić swoje zadanie, idąc za moją propozycyą. Brat mój i Kong-ni winni są wam wdzięczność, uczynią więc dla was wszystko, co tylko będą mogli. Nie masz tutaj ubrania, które ci ofiarował syn mego brata, pozwól więc, że przyślę wam całkowite chińskie ubranie i kapelusze mandarynów.
— Czy możesz rozdawać tak wysokie znaki godności?
— Pozwalam sobie na to. Zresztą mówisz tak dobrze po chińsku, że się napewno nie zdradzisz.
Czułem, że wpadamy w nową awanturę, ale ciekawość moja była tak podniecona, że przyjąłem propozycyę uprzejmego gospodarza, postanawiając pomówić natychmiast z kapitanem.
— Czy chcesz zostać mandarynem, kapitanie?
— Dlaczego nie? Będzie to wesoły żart, jeżeli tylko nie jest niebezpiecznym.
— Nasz gospodarz ofiaruje nam chińskie ubrania i chce odesłać do Kong-ni, który obecnie jest u hrabiego, swego ojca.
— Bardzo dobrze. Skoro jego ojciec jest hrabią, to można mieć nadzieję, że dzisiejsza uczta będzie miała nowe wydanie. Tylko niech to wszystko zbyt długo nie trwa, gdyż czekają nas na „Wichrze”.
— A więc postanowione, — rzekł gospo-