Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/218

Ta strona została skorygowana.
—   214   —

mienie mogłoby stać się przyczyną twojej śmierci. Jak długo myślisz zostać w Chinach?
— Jak długo mi się będzie podobało.
— Postaramy się, aby ci się podobało i abyś został u nas nazawsze, — wtrącił Phy. Twoje prace otwierają ci drogę do najwyższych godności.
— Kiedy otrzymam ocenę moich prac?
— Kiedy tylko zechcesz, — zaśmiał się wesoło. — Jeśli ci na tem zależy, możesz ją otrzymać jutro rano.
— W takim razie proszę cię o to.
— Życzenie twoje zostanie spełnionem. Ale patrzcie, jaki cudowny wieczór. Możebyśmy się przeszli?
— Bardzo chętnie.
Ogród był to właściwie wielki park, piękny i rozległy, starannie i z wielkim nakładem utrzymany. Kong-ni rozmawiał z kapitanem i coraz bardziej zostawał w tyle, mnie zaś bawił Phy i nieznacznie pociągał naprzód, dopóki nie doszliśmy do sztucznych skał, gdzie zatrzymał się nareszcie i usiadł na jakimś odłamie.
Przez cały czas naszego spaceru wypytywał się o moją przeszłość, o stosunki rodzinne, o stosunki materyalne, o prace moje, aż zakończył pytaniem, które mnie zdziwiło niepomiernie:
— A więc nie masz jeszcze żony?