Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/229

Ta strona została skorygowana.
—   225   —

— W takim razie musiałeś widzieć skalę, podobną do małego domku lub wieżyczki?
— O wiem, wiem! — zawołał radośnie.— Czy pan chce ją też zobaczyć?
— Tak, właśnie. Czy to daleko stąd?
— Najwyżej pięć minut drogi; ale dostać się tam trudno.
— Nic nie szkodzi, prowadź mnie.
Chłopiec nie dał sobie dwa razy powtórzyć tego. Uwiązał kozę u drzewa i wesoło poskoczył naprzód.
— Czy znasz Phy-ming-tsu lub Kin-tsu-fo?
— Tak. Są to najwięksi panowie w całem mieście.
— Czy rozmawiałeś kiedy z nimi?
— Nie. Tacy panowie nie rozmawiają z biednym chłopcem.
— To może znasz kogo ze służby?
— Nie panie. Wiem, jak wyglądają, znam ich nazwiska, ale żaden z nich nie rozmawiał ze mną.
— To może z twoim ojcem?
— Ojciec mój nie żyje, — mam tylko matkę.
Uspokoiłem się, gdyż mogłem być prawie pewnym, że żaden z wielkich bandytów nie dowie się o mojej wycieczce do smoczego pawilonu.
Poszliśmy dalej i wkrótce ujrzałem trzy