— Zwiedziłeś prawie cały świat, — rzekł Sin-fan, zsiadając z konia tuż przedemną, — powiedz mi, jaki naród jeździ najlepiej?
— Mongołowie, — odrzekłem z poważną miną.
— Wiedziałem o tem, — uśmiechnął się zarozumiale. Czy nie zechciałbyś teraz sam spróbować?
— Twoje konie są zbyt słabe dla mnie. Z pewnością nie ruszą się z miejsca.
— Nie jesteś przecież cięższym ode mnie, — spróbuj!
Położyłem rękę na siodle i jednym susem skoczyłem na konia. Dla mnie, który ujeżdżałem dzikie mustangi, poprowadzenie zmęczonego zwierzęcia i uczynienie z niego powolnego narzędzia dla moich celów nie przedstawiało najmniejszej trudności. Biedny koń to ciągnął się naprzód, to cofał w tył, lecz właściwie nie ruszał się z miejsca, aż wreszcie drgnął i upadł pode mną.
— Widzisz, że nie może mnie unieść, — rzekłem. Ty jesteś lepszym jeźdźcem, ale ja jestem cięższym.
Mongołowie są zapalonymi jeźdźcami, to też oczy mu zabłysły.
— Pokażę ci konia, dla którego nie będziesz zbyt ciężkim. Kazałem go sobie sprowadzić z za gór, ale nikt go dosiąść nie może.
Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/236
Ta strona została skorygowana.
— 232 —