Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/25

Ta strona została skorygowana.
—   21   —

narzędzia mógł wydawać rozkazy, gdyż jego głos, pomimo całej swojej dźwięczności i siły, zasłaby był, aby przekrzyczeć ryk burzy.
Załoga tymczasem z całą uwagą słuchała tej komendy i z nadzwyczajnym nieraz wysiłkiem spełniała rozkazy swego dzielnego kapitana. Patrzyłem z podziwem i szacunkiem na tę gromadkę dzielnych i śmiałych ludzi, którzy bez wahania stawali do walki z rozszalałym żywiołem i rzucali się zawsze w tę stronę, skąd największe groziło niebezpieczeństwo. Nigdy dotychczas nie zdawałem sobie sprawy z ich pracy i dopiero w tej strasznej chwil poznałem, ile wymaga ona odwagi, przytomności umysłu i poświęcenia.
Trzej majtkowie stali przy sterze, pomimo jednak wszelkich wysiłków nie mogli ruszyć kierownika i musieli użyć liny.
Bałwany biły z taką siłą, że zdawało się, iż lada chwila zatopią bezbronny statek. Główny maszt, do którego byłem przywiązany, chwiał się, jak wątła trzcina. Okienko na niebie zamknęło się tymczasem zupełnie, czarna nieprzejrzana noc otoczyła nas wkoło, i tylko białe piany na szczytach bałwanów odznaczały się jaśniejszemi plamami. Orkan tymczasem szalał dalej z niezmniejszającą się wcale gwałtownością.
Po raz pierwszy w życiu widziałem tak straszną walkę żywiołów i zdawało mi się wprost