Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/28

Ta strona została skorygowana.
—   24   —

ciliśmy maszt przedni i kierownik, ale możemy dziękować Bogu, żeśmy przynajmniej wszyscy cali i zdrowi.
Odwiązał mnie. Czułem się tak słabym i wyczerpanym, że z trudnością mogłem utrzymać się na nogach. Chmury tymczasem przerwały się w kilku miejscach, robiło się coraz widniej, aż wreszcie ukazało się wspaniale, radosne słońce.
Pokład przedstawiał obraz kompletnego zniszczenia, wśród którego uwijały się postacie przemoczonych do nitki majtków. Obaj z kapitanem zeszliśmy na dolne piętro, aby zobaczyć, czy burza nie zrobiła tam jakiej szkody. Składy przedstawiały również rozpaczliwy widok. Beczki, paki i bele w straszliwym nieładzie leżały pozrzucane jedno na drugie, tworząc prawdziwy chaos i zawalając drogę; z trudnością udało się nam odsunąć — najbliżej stojące i leżące ładunki i przedostać się do środka. Zaledwie jednak kapitan rozejrzał się wkoło, gdy nagle odsunął mnie gwałtownie i szybko pobiegł na górę.
— Co się stało?
— Woda w składzie! Zrobiła się widocznie dziura, niebezpieczna dziura!
Nie tracąc czasu, wyznaczył natychmiast do pomp ludzi, do których i ja się przyłączyłem i zaczęła się gorączkowa praca. Po chwili wypompowaliśmy wodę o tyle, że cie-