Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/71

Ta strona została skorygowana.
—   67   —

bez zastrzeżeń. Powstrzymałem się jednak i zapytałem tylko:
— Czyż wyznawca Fo, albo Buddy zechce przyjąć za syna wyznawcę jedynego Boga?
— Dlaczegożby nie? Wasz Bóg mówi: „ja jestem tylko wasz“, nasze zaś księgi uczą, że Bóg jest ojcem wszystkich ludzi i wszyscy są jego dziećmi. Podług nas są trzy wielkie religie: nasza, wasza i mahometańska, — i wszystkie te trzy religie mają jedną wartość. Dlaczego więc nie możesz zostać synem człowieka, który twoją religię tak szanuje, jak ty jego?
Nie chciałem wdawać się w dysputy z młodym Chińczykiem, gdyż był to zbyt poważny temat, abym mógł poruszać go lekkomyślnie, powróciłem więc do założenia i zapytałem:
— Więc ów człowiek jest fu-juen?
— Tak jest.
— A zatem jednym z najwyższych urzędników?
— Jest mandarynem o czerwonych guzikach. Jest silnym, ale już starym, więc wielki cesarz pozwolił mu nosić dwa pawie pióra i odpocząć po pracy.
Był to więc dymisyonowany urzędnik pierwszej klasy, czyli jeden z owej najdumniejszej pod słońcem arystokracyi chińskiej.