Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/80

Ta strona została skorygowana.
—   76   —

stał przy burcie poważny Chińczyk i niespokojnie oglądał się dokoła.
— Czegong chceszeng tutang? — zwrócił się ku niemu kapitan.
— Kuang-fu — brzmiała krótka odpowiedź.
— Kwak-fu, słyszysz pan! — powtórzył kapitan, poczem zwrócił się znowu do Chińczyka.
— Dokong chceszeng jechang?
— Kom-tsza!
— Koń-ca! No widzisz pan, czy nie miałem racyi?
— Zapewne. Ten człowiek mówi rzeczywiście bardzo źle, ale postaram się zrozumieć jego mowę — odrzekłem, powstrzymując wybuch śmiechu. — Kwak fu, czyli kuang-fu znaczy mandaryn, widocznie więc szuka on naszego Kong-ni, który siedzi jeszcze w kajucie.
— Dobrze, a co znaczy koń-ca?
— Kom-tsza ma rozmaite znaczenie, najpospoliciej jednak używa się na oznaczenie podarunku. Najlepiej objaśni nam to sam Kong-ni, który nadchodzi właśnie.
Rzeczywiście młody mandaryn stanął w tej chwili na pokładzie. Dostrzegłszy Chińczyka dal mu znak jakiś, na który ten natychmiast spuścił się do łodzi i przyniósł stamtąd owe paczki i pakiety.
— Kuang-si-ta-sse — zwrócił się do mnie