Strona:Karol May - Kianglu czyli Chińscy rozbójnicy.djvu/81

Ta strona została skorygowana.
—   77   —

młodzieniec — uratowałeś mi życie i wyleczyłeś mi rękę, tak, że mogę nią władać znowu. Winienem ci wdzięczność. Zrób mi laskę i przyjmij od emnie ten skromny podarunek!
Wskazał ręką na paczki, które Chińczyk położył przede mną i zwrócił się do kapitana.
— Tu-re-ne-si-ki, przyjąłeś mnie na swój statek, karmiłeś, poiłeś, nie pytając, czy ci będę mógł zapłacić. Jesteś szlachetnym i dobrym, zechciej przyjąć ten podarunek za wszystko, co dla mnie uczyniłeś!
— Dobrze! — odrzekł kapitan wzruszony. — Jesteś poczciwym chłopcem. Przyjmuję twoje podarunki, aby ci okazać, że cenię twoje dobre chęci, zrób mi tylko tę łaskę i nazwij mnie raz porządnie Frik Turner, a nie żaden Tu-ru-nu-ku-su-mu-lu. A jeśli gwałtem chcesz mnie nazywać po chińsku, to przynajmniej mów jak się należy Friking Turnering.
O mało nie wybuchnąłem śmiechem, ale kapitan mówił z taką powagą, z takiem przekonaniem o swojej gruntownej znajomości języka chińskiego, że nie miałem serca wyprowadzać go z błędu, tem więcej, że postanowiłem czuwać, aby go ta znajomość chińszczyzny nie wtrąciła w jakiś poważniejszy kłopot.
Widząc, że odmowa przyjęcia podarunków równałaby się śmiertelnej obrazie, nie robiłem najmniejszych ceremonji i serdecznie podziękowałem młodemu mandarynowi.