dziła silna eskorta. Nakońcu jechała Judyta i jej ojciec, otoczeni kilkoma jeźdźcami Yuma.
Dodać trzeba, że jeszcze nad ranem pogrzebaliśmy Wellera i atletę. Spoczęli obok siebie, zamordowany i morderca, w obcej ziemi, która odmówiła im tego, czego tak namiętnie szukali: jednemu — złota, drugiemu — miłości. –
Wieczorem pierwszego dnia wyjechaliśmy z pustyni i rozbiliśmy obóz na trawie, gdzie konie znalazły upragnioną paszę. Nazajutrz, przez wąski teren, należący do Yuma, wjechano na owe sporne obszary. Była to miejscowość górzysta. Dążyliśmy do obszernej kotliny z małem jeziorem pośrodku. Z zachodem słońca dotarto do brzegu południowego.
Z pierwszego rzutu oka można było poznać, że ongi, przed wiekami, wielkie skupienie wód ciągnęło się tutaj z południa na północ. Długość kotliny wynosiła drogę półgodzinną, szerokość była krótsza. Rozchodziły się stąd trzy doliny, jedna na północ, druga na wschód, trzecia, którą przybyliśmy, na południe.
Wjeżdżając do kotliny, ja i Winnetou spostrzegliśmy jeźdźca, który wychylił się ze wschodniej doliny, lecz, zauważywszy nas, cofnął czem prędzej. — Rozłożyliśmy się nad brzegiem jeziora. Meltona przywiązano do drzewa; dla Judyty rozbito w zaroślach namiot.
Musiałem czuwać nad podziałem żywności, ponieważ Indjanie rozdrapać mogli wszystkie zapasy naraz. Tymczasem Winnetou obchodził swoim zwyczajem kotlinę. Kiedy wrócił, poznałem po nim, że dokonał poważnych odkryć.
Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.
106