Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

ków obozują w kotlinie wraz z moimi braćmi? Co za przypadek! Gdybyś z nimi nie zawarł pokoju, mielibyśmy jeszcze przed świtem wszystkie ich skalpy.
— Mam nadzieję, że uszanujesz umowę, którą z nimi zawarłem. Skalpy i tak cię chyba nie miną.
— W jaki sposób?
— Mówiłem wszak, że wpobliżu obozuje Vete-ya. Na pewno się rozsierdzi, kiedy posłyszy o umowie Przebiegłego Węża. Przypuszczam, że nie zgodzi się na przyjaźń z nami. Wówczas niechybnie dojdzie do rozprawy orężnej.
— Jak się wobec tego zachowa Przebiegły Wąż?
— Ten sojusznik jest uczciwym człowiekiem i nie zawiedzie naszych nadziei. Mniej pewni są jego ludzie, zwłaszcza tych czterdziestu, których pojmaliśmy do niewoli. Trzeba poczekać na rozwój wypadków. Chwilowo muszę się naradzić z Winnetou, który ruszył na zwiady do obozu Vete-ya. Później pchnę do ciebie wysłańca z rozkazami. Musisz je starannie wykonać. W kazdym razie możemy spokojnem okiem spoglądać w przyszłość, gdyż mamy oczywistą przewagę nad Yuma. Jeśli nawet zgromadzili siły znaczniejsze, to my mamy więcej broni palnej. Na dobitek w naszych szeregach znajdą się wojownicy, z których każdy jest więcej wart, niż dziesięciu, a nawet więcej wrogów. Taraz odchodzę. Bądźcie gotowi!
Kiedy wróciłem do obozu, zastałem już Winnetou, który wszak przebył odległość znacznie większą, większą nawet, niż przypuszczałem. Przylegliśmy obok siebie, aby nikt nas nie mógł podsłuchać, i zdawaliśmy sobie relacje z odbytych wycieczek. Okazało się, że Winnetou był

111