Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

tak długo prosili i nalegali, póki nie zezwolił im na powrotną drogę. Odbyliśmy ją pieszo.
Yuma nie spostrzegli naszej wycieczki. Na ich terenie płomień ogniska buchał teraz jarko, podczas gdy na naszym nikł coraz bardziej. Winnetou chętnie pozwoliłby mu wygasnąć do reszty. Oddalił się od jeziora — poszedł na północ wybadać sytuację. Wszak Vete-ya mógł nie uszanować umowy i napaść nas raptownie. Trzeba więc było zawczasu o tem się dowiedzieć.
Tak nam upływał czas do chwili, gdy rozległ się tupot koni i głośne nawoływania. Ukryliśmy się za drzewami, aby obserwować wrogów. Winnetou podszedł do nas i oznajmił:
— Vete-ya przybył. Zgodnie z umową zajmuje zachodnie wybrzeże. Wkrótce będziemy go mogli zobaczyć.
Wnet potem na zachodniem wybrzeżu zaroiło się od ludzi; na terenie naszym nie widać było nikogo, ponieważ ukryliśmy się za drzewami, słabo oświetlonemi błyskami gasnącego ogniska. Natomiast po przeciwnej stronie było tak jasno, że widzieliśmy dokładnie wodza, rozmawiającego z Przebiegłym Wężem. Chwilami dobiegały gniewne dźwięki jego mowy, jednakże nie mogliśmy rozpoznać słów poszczególnych. Słyszeliśmy również głos Przebiegłego Węża. Dowodziło to, że broni się z równą mocą i energją, z jaką tamten napiera.
W tym czasie wrócił wysłaniec Winnetou. Znalazł Mimbrenjów i przyprowadził ich wpobliże. Po drodze spotkali się z oddziałem Silnego Bawołu i rozległym pierścieniem okrążyli jezioro. Teraz mogliśmy ze spo-

115