Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zmiażdżymy was!
— Czy zmiażdżyliście w Almaden, gdzie było nas czterdziestu przeciw trzem secinom?
— Mnie tam nie było! Zbadam jeszcze tę sprawę. Kto okazał się jak tchórz, ten zostanie przepędzony z szeregów.
Ostatnie słowa skierowane były pod adresem Przebiegłego Węża; to też odpowiedział zaciekle:
— Kto jest tchórzem? Gdybyś nie wiązał się ze zdrajcami, nie bylibyśmy narażeni na twoje obelgi!
— Milcz! Pomówię z Meltonem i dowiem się, kto w tej sprawie zawinił.
— Nie będziesz z nim mówił. Melton jest moją własnością i nikt bez mego pozwolenia słowa z nim nie zamieni.
— Nawet ja, twój zwierzchnik?
— Nawet ty! Nie jesteś moim zwierzchnikiem. Tyś taki sam naczelnik, jak ja, a tylko dlatego, żeś starszy, oddano ci przewodnictwo. Ale nikogo nie możesz zmusić do posłuszeństwa. A obelgę oddam pod rozpatrzenie najstarszych wojowników naszego plemienia. Jeśli zaś jeszcze raz ją powtórzysz, zakłuję cię zmiejsca!
Stary udał, że nie słyszy, i zwrócił się do mnie:
— Powtarzam, że wpadliście w moje ręce. Wszyscy, którzy wam towarzyszą, są również zgubieni. Jedna jest tylko droga ocalenia: ty i jeden z synów Nalgu Mokaszi wydacie się w nasze ręce, aby wnet zginąć przy palu.
— Jeśli się zgodzę, co czeka moich towarzyszy?
— Będą mogli iść sobie obraną drogą.
— Czy żądasz czego jeszcze?

119