Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko, co mają przy sobie twoi towarzysze, ich konie, a także konia i srebrną rusznicę Winnetou.
— Słuchaj, mój bracie czerwony. Przyznaję, że błędnie cię osądziłem, uważając za durnia, widzę bowiem teraz, że jesteś starym wygą, kutym na cztery kopyta. Ale, czy nie zechciałbyś nas spytać, jaka nasza wola?
— Wy? Cóż wy możecie chcieć?
— Przedewszystkiem twojej osoby, ponieważ z Meltonem zmówiłeś się przeciw moim białym braciom, ponieważ spaliłeś hacjendę del Arroyo. Zatem chcemy mieć ciebie, twoim ludziom zaś pozwolimy pójść sobie obraną drogą.
— Czy sępy mózg wydłubały ci z czaszki? Jakże możecie stawiać warunki, skoro jesteście w mojej mocy?
— Takie gadanie do niczego nie doprowadzi. Ty myślisz, że nas masz w ręku, my — że mamy ciebie. Kończę naradę.
Z temi słowy podniosłem się, zamierzając odejść. Vete-ya krzyknął:
— Stój, nie skończyliśmy! Posłuchajcie jeszcze jednego słowa: daję wam pół godziny do namysłu. Jeżeli po upływie tego czasu nie wydacie nam Old Shatterhanda i Mimbrenja, natrzemy na was i wytępimy co do nogi.
Nie mieliśmy zamiaru na to odpowiadać. Wówczas podniósł się Przebiegły Wąż i oświadczył:
— Jestem Przebiegły Wąż i nigdy nie złamałem danego słowa; dotrzymam także układu, który zawarłem z tymi mężami.

120