no z obozu! Nie wiecie nawet, jak ma się odbywać pojedynek i co mu powinno towarzyszyć. Czy jesteśmy chorymi bizunami, abyśmy pozwolili się pożerać przez stado kujotów? Pragniecie zemsty, chcecie walki — dobrze, ale musi to być walka uczciwa. Dwóch wodzów będzie nad nią czuwać: ja i Vete-ya. Chcę obejrzeć oszczepy i zbadać, czy aby jeden nie jest mocny i giętki, a drugi spróchniały i kruchy. I nie na waszym terenie będzie się odbywała walka, lecz na pograniczu, koło buku. Wielkie Usta i ja odliczymy trzydzieści kroków. Będziemy asystowali i, skoro kto wykroczy przeciw tym zarządzeniom, położę go trupem na miejscu. Tak ma być. Wódz niech mi odpowie, czy się godzi, czy nie, — wódz, a nie kto inny, bo kto podnosi głos wobec Winnetou, musi być mężem. Powiedziałem, ja, wódz Apaczów. Teraz niech się odezwie Vete-ya, jeśli ze strachu głos mu nie uwiązł w gardle. Howgh.
Po dłuższem milczeniu, odpowiedział Vete-ya:
— Przyjmujemy warunki Winnetou. Niech podejdzie do buku, tam się z nim spotkam.
Winnetou podszedł do buku. Przyniesiono piętnaście oszczepów. Apacz zbadał je dokładnie i odrzucił słabsze. Odmierzono dystans. Długie Włosy i Mocne Ramię stanęli na wyznaczonych posterunkach w odległości trzech kroków od siebie. Vete-ya usadowił się przy nich z pistoletem w ręku, aby mnie zakatrupić przy najmniejszem wykroczeniu. Wreszcie wezwano mnie na stanowisko. Nieopodal Winnetou trzymał wpogotowiu srebrną rusznicę. To, co ci ludzie nazwali walką, mogło się rozpocząć.
Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.
128