Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

następny rzut przewierci go na wylot. Czy ma jakieś życzenie przedśmiertne?
— O, tak! Życzę sobie, abyś w spadku po mnie wyciął Długim Włosom dziesięć dziarskich policzków i aby on ci je oddał zpowrotem. I niech to powtarza się dziesięciokrotnie, aby każdemu z was dostało się po setce.
— Dostanie się tobie, i to natychmiast Chwytaj!
Złość wzmogła jego siłę, ale pozbawiła go spokojnego celu i rzutu. Oszczep przeszył powietrze ze świstem. Ten sam skutek odniósł porywczy rzut Długich Włosów.
— Powiedziałem wam już, że jesteście dziećmi, które wpadają w gniew i nie panują nad czynem. Po, wiem wam, co należy robić: czemu rzucacie pojedynczo? Wszak łatwiej mi uniknąć jednego oszczepu, aniżeli dwóch naraz.
— Uff! — krzyknął Długie Włosy.
— Uff! — krzyknął Mocne Ramię.
Spoglądali po sobie ze zdumieniem: myśl, tak prosta, tak zrozumiała, nie wpadła im do głowy. Wprawdzie nie powinienem był jej podsunąć, ale bezgranicznie ufałem ich tępocie. Umiałem dać sobie radę z dwoma oszczepami, rzuconemi naraz: przed jednym należy się usunąć, a drugi — odparować. Oczywiście, gdybym miał przeciwników sprawnych i doświadczonych, którzyby celowali w jeden punkt, w głowę, lub pierś, i rzucili nie naraz lecz z drobnym odstępem czasu, o, wówczas nie uszedłbym zguby.
Lecz moi zapaśnicy nie obrali sobie nawet wspólnego celu. Odstąpiłem o krok przed jedną dzidą i odparowałem drugą. Rozwścieczeni, powtórzyli manewr —

130