Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

która je pokrywała. Mimbrenjo spojrzał na mnie pytająco. Ośmieliłem go przeto:
— Jeśli mój młody brat chce coś powiedzieć o tych wgłębieniach, to proszę, niech mówi.
— Nie mam nic do powiedzenia — odparł. — Drąży się w ziemi dółki poto, aby w nich coś schować. Co jednak mogło tkwić w tych oto wgłębieniach? Old Shatterhand wie zapewne.
— Nietrudno się domyślić, ale język mego brata nie ma na to nazwy. Czy wiesz, czem jest kołek lub klamra?
— Nie wiem.
— Drzewo lub żelazo, które wbite w ziemię przytrzymuje największe ciężary. W danym wypadku ciężarem był most nad przepaścią. Bezwątpienia na drugim jej brzegu pozostały takie same cztery dołki.
— Ale gdzie się podział most?
— Niema go już. Zapewne ci, którzy z niego ostatnio korzystali, strącili go w otchłań. Zależało im na tem, aby nikt nie potrafił przedostać się na drugą stronę. W tym celu zatkano też dołki. Ale oczy mego młodego brata są ostre i przenikliwe.
— Nie oczy, lecz stopy wyczuły, że ziemia wtem miejscu jest miększa, niż gdzie indziej. Gdyby most stał podawnemu, moglibyśmy przejść na drugą stronę.
— Przejdziemy i tak. Dostaniemy się do tunelu, który wylot ma na płaskowzgórzu, lecz posiada również inne zamaskowane wejście. Trzeba je odszukać.
— Kiedy? Dziś wieczór?
— Nie, jutro. Wejście zatkane i poomacku nie potrafię go znaleźć, światła zaś zapalać nie można. Poradzimy

12