Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

go wybawił Melton natychmiast chwyci się najgorszych środków.
— Czy wie pani, gdzie są jej ziomkowie? Melton chyba pani opowiadał
— Mówiliśmy często o nich, lecz bardzo pobieżnie.
— Ale ci ludzie muszą jeść i pić. Kto im dostarcza wiktu?
— Melton mówił, że wody jest dosyć w podziemiach. Prowiantów zaś dostarczają im dwaj Indjanie.
— Czem ich żywią?
— Wyłącznie plackami z maisu, które wypiekałam wraz z kobietami indjańskiemi.
— Ponieważ robotnicy znajdują się tu nie z własnej woli, więc zapewne poczyniono odpowiednie zarządzenia, aby przeszkodzić ich ucieczce. Czy nie wie pani, jakie?
— Zakuto im nogi i ręce w okowy.
— Jakże mogą ci biedacy pracować?
— Chwilowo jeszcze nie pracują. Czekają na przybycie kilku białych nadzorców i instruktorów.
— Czy są rozmieszczeni każdy zosobna, czy też razem?
— O ile wiem, razem.
— Dwaj Indjanie, którzy zaopatrywują ich w żywność, są przecież wystawieni na niebezpieczeństwo?
— Nie, ponieważ dzielą ich od wychodźców mocne drzwi. Mam nadzieję, że pan potrafi je otworzyć?
— Z całą pewnością.
— I wypuści pan uwięzionych?
— Oczywiście.

29