Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

która wszakże opadała w miarę, jak chłopiec zbliżał się do posłania. Kiedy podszedł bliżej, zakaszlałem pocichu. Oddalił się i natychmiast twarz Meltona przybrała wyraz zadowolenia. Ponieważ powtarzało się to kilkakrotnie, więc nabrałem przekonania, że skrytka znajduje się w samem posłaniu, lub wpobliżu. Przestałem tedy chrząkać, kiedy Mimbrenjo ponownie się do niego zbliżył. Wskutek tego przeszukał je starannie. Melton był zaniepokojony, lecz rychło odzyskał humor, gdyż chłopiec, nic nie znalazłszy, szukał gdzie indziej.
Byłem pewny, że trzeba przeszukać podłogę pod posłaniem. Nie chcąc jednak, aby Melton wiedział o pomyślnym wyniku, kazałem Mimbrenjowi zaprzestać poszukiwań. Melton odnowa zaczął z nas szydzić. Nie odpowiadając na drwiny, pozostawiłem go wraz z Indjankami pod opieką chłopca i udałem się do dziesięciu wychodźców, którzy czuwali przy pojmanych wartownikach. Jeden wystarczał, aby podołać zadaniu. Reszta musiała pójść za mną po żywność. Niebawem wnieśliśmy czerwonoskórych jednego po drugim do pokoju Indjanek, poczem wychódźców, odesłałem z prowiantem do jaskini, nie chcąc, aby Melton ich zobaczył.
Przeniosłem kobiety do wartowników, Meltona zaś do pokoju Judyty. Zacząłem badać podłogę pod posłaniem. Stanowiła ją mocno ubita ziemia. Zapukałem — usłyszałem głuchy odzew. Odgrzebawszy ziemię nożem, natrafiłem na płaski kamień. Pod nim było wgłębienie, w którem znalazłem torbę skórzaną, zaszytą dla ochrony przed wilgocią w kawał skóry. Otworzyłem ją, aby przelotnie obejrzeć zawartość. Tkwiły tu listy i liczne papiery, kontrakt z moimi ziomkami i akt kupna hacjen-

49